
Jak powstaje biżuteria w pracowni Kamienie Wroczyński?
Aby powstała zawieszka lub bransoletka, najpierw musi zaistnieć sam kamień.
Kamienie w swoich surowych formach często stanowią mało atrakcyjny widok. Agaty wyglądają jak kamienie brukowe, za to krzemień, często otoczony białą powłoką z wapienia, przypomina nieupieczony chleb. Jednak dla miłośnika kamieni widok takiej bryły-piguły stanowi nie lada atrakcję. Zawsze pojawia się pytanie, co znajdę w środku? Podobnie jest z agatem, chociaż w tym przypadku obok ciekawości czai się też odrobina niepewności, czy ten egzemplarz nie będzie popękany?
Z popękanego wewnątrz agatu nie da się zrobić biżuterii.
Polskie agaty znajdowane w okolicach Nowego Kościoła, czy w okolicach Lwówka Śląskiego (Płuczki)
to nie rzadko piękne okazy. Jednak te, które zdarzyło mi się znaleźć osobiście, nie przedstawiały zazwyczaj wartości jubilerskiej, a jedynie kolekcjonerską.
Agaty pochodzą z różnych części świata, głównie z Brazylii, jak na przykład poniższy egzemplarz:
Ale także Afryka słynie np. z pięknych niebieskoszarych okazów z Botswany, które wyróżniają się wyraźnymi liniami oddzielającymi kolory od siebie.
No dobrze, pozyskaliśmy odpowiedni egzemplarz, co dalej?
W ruch idzie piła, która potnie nam kamień na plastry. Uwierz, że nie jest to bułka z masłem, cięcie kamieni, zwłaszcza tych twardszych, jak krzemień, czy agat to jeszcze inna historia.
Ale skoro mamy już pocięte plastry, przychodzi czas na kadrowanie.
Wbrew pozorom ta robota wymaga skupienia. Mam przecież za zadanie wykadrować z plastra to,
co w nim najlepsze, najbardziej wyraziste, najciekawsze, najbardziej pasujące do koncepcji.
A więc nadaję różne kształty:
Zerknij do sklepu ,
a przekonasz się.
Jest więc wykadrowany kształt, a w nim pięknie układające się paski lub pawie oczka,
albo przeplatające się kolory, np. Jaspis z Maroka ma piękne, przenikające się kolory, a Jaspis mokait przechodzi od żółtego do wiśniowego
i z powrotem, zahaczając po drodze o pastelowe fiolety i róże, albo niezwykły Czaroit z nad rzeki Czary, który mieni się tajemniczo fioletem i złotem.
Czas na wycięcie kształtu z plastra,
więc znowu w ruch idzie piła no i mamy zaplanowaną formę, ale taką surową, pierwowzór, do ideału mu jeszcze daleko.
Jak daleko? Kilka dni bębnowania lub ręcznego szlifowania, to znowu zależy od twardości kamienia. Na zdjęciu pokazany jest surowy plaster krzemienia, nadana forma i końcowy efekt, czyli wyszlifowany kaboszon.
Zatem mamy kamień o szlifie kaboszonowym pojedynczym, czyli gładka wypukła powierzchnia reprezentacyjna kamienia i jej podstawa, czyli płaska powierzchnia od spodu. Jeżeli miał to być egzemplarz przeznaczony do oprawy, no to koniec pracy,
ale jeżeli ma to być zawieszka, brosza, czy kolczyk lub klips, no to jest to dobry moment
na przymocowanie odpowiedniego okucia.
Jak mocuję okucia?
To jest bardzo ważne, bo przecież chcemy, aby kamień i metal już na zawsze były razem :).
Matowię więc miejsce, gdzie będzie okucie, odtłuszczam i odpylam, przygotowuję klej dwuskładnikowy i bardzo dokładnie cieniutką warstwą pokrywam miejsce klejenia, łączę kamień i metal i poddaję wysokiej temperaturze. Taka technologia jest niezawodna, kamień trzyma się jak przyspawany. I to już w zasadzie koniec, biżuteria gotowa. Zerknij do sklepu i zobacz jak to wygląda :).